Abel Ferrara jest niezwykle cenionym twórcą współczesnego kina. Wprowadza do niego specyficzny charakter, daleki od taniej multikinowej, płaskiej komerchy. Dlatego też obcowanie z jakimś z jego
Abel Ferrara jest niezwykle cenionym twórcą współczesnego kina. Wprowadza do niego specyficzny charakter, daleki od taniej multikinowej, płaskiej komerchy. Dlatego też obcowanie z jakimś z jego dzieł skłania do sięgania po następne, aż do spenetrowania takich rejonów kina, o które ciężko byłoby podejrzewać oryginalnego członka nowojorskiej bohemy.
Mam na myśli "Nine Lives of a Wet Pussy" – film pornograficzny, z fabułą stworzoną tylko po to, by uzasadnić odważne sceny seksu. Bezpruderyjność i poruszanie tematów, które dla większości są tabu są typowe dla twórczości tego reżysera o korzeniach włosko-irlandzkich. Choćby sztandarowy punkt jego filmografii – "Zły porucznik", nie tylko nie ukrywa wstydliwych autoerotycznych czynności, lecz wręcz je podkreśla. Robi to, by pokazać zepsucie i staczanie się człowieka, dla którego najważniejsze jest zaspokajanie najniższych potrzeb, w tym popędu seksualnego.
"Nine Lives of a Wet Pussy" możemy potraktować jako wprawkę dla innych filmów, które seks i pornografię wykorzystują do zgłębienia ludzkiej psychiki. Można go potraktować jako eksperyment, jak ukazywać akty seksualne w pełnej krasie. Inną sprawą jest, że w "pełnej krasie" możemy oglądać samego reżysera w scenie kazirodczej…
Nie chcę nawet roztrząsać kwestii, czy te odważne zabiegi (w zasadzie odważny sama pomysł takiej produkcji) służyły jakiemuś artystycznemu celowi. Powstał po prostu pornol, z charakterystycznymi dla lat 70-tych "fryzurami" głównych bohaterek.
Porównywać go ze współczesnymi takimi realizacjami? Też nie ma sensu. O ile w filmach pornograficznych z lat 70-tych (początkowego okresu rozwoju takiego kina) akty seksualne były dość standardowe, o tyle w obecnych są znacznie bardziej wymyślne i perwersyjne.
Niemniej jednak ścieżka dźwiękowa tej produkcji nie opiera się jedynie na ekstatycznych odgłosach bohaterów (a przede wszystkim bohaterek). W tle płynie kojąca muzyka, a w przerwach widzimy kobietę opowiadającą o swojej miłości do pewnej niezwykle rozrywkowej dziewczyny. Mąż, stajenny, czy też ciemnoskóra kochanka? Wszystkiego w życiu trzeba spróbować – tak chyba brzmi dewiza bohaterki filmu.
Jest to już jednak ględzenie o filmie, który dla Ferrary miał chyba jedynie oswajać seks z kamerą. Później już nie tworzył tak jednoznacznie klasyfikowanych filmów, lecz motyw istotnego znaczenia seksu w życiu człowieka przebija się w wielu następnych realizacjach . A czy warto obejrzeć ten film? Pewnie tak, gdy się pisze pracę magisterską z twórczości Abla Ferrary lub gdy w dobie zalewu pornografii chce się dotrzeć do materiałów bezpruderyjnie ukazujących seks w formie nieco prawdziwszej od upiększonych i zafałszowanych produkcji spod znaku XXX.